sobota, 26 stycznia 2019

Nie moga zapomnieć zgasić światła

Miałam dzisiaj atak paniki. Poczułam się dzisiaj jak tam. Poczułam się tak jak na Andersa. Zjadłam ledwie jedną chochle zupy. Nikt nic nie zauważył. Dobrze się o to postarałam. Myślałam że się popłacze ale wbijałam sobie paznokcie w skórę i im mocniej je wbijałam tym bardziej łzy się wycofywały. Rozpłakałam się dopiero po tym jak weszłam na górę i rozejrzałam się po pokoju. To nie jest mój pokój! te ściany nie są moje, moje były w tapecie i to nie jest moje łóżko moje było z czarnymi prętami na środku z ala dwoma sercami. Moje łóżko było jednoosobowe!
Poczułam że dopiero teraz do mnie dotarło że się wyprowadziłam, tak jakbym od dłuższego czasu była naćpana i nie wszystko do mnie docierało a ja tutaj mieszkam już prawie 2miesiące!
Boże nie wiem co się dzieje.
Poczułam się tak jak tam. Nie chciałam widzieć ani jednego ani drugiego, chciałam uciekać. Chce uciekać. Wszystko mi się miesza. Ja nie mogę tu być. Nie mogę się tutaj uczyć, nie mogę się tutaj skupić.
Przez tyle lat marzyłam że będę miała piękne meble że będę miała piękny pokój że będę mogła wybierać kolor ścian.
Tutaj nawet nie mam sufitu.
Nie zdążyli zrobić mi porządnie pokoju zanim się wyniosłam zanim ta cholerna kurwa mnie popchnęła i mówiła żebym ją uderzyła.
Boże pamiętam jak mój brat mówił "dawno jej nikt nie przyłożył" słyszę jego słowa w uszach w kolko i w kółko ale nie jestem pewna czy mówił przyłożył czy przypierdolił.
Nie mam prawa zapomnieć wyłączyć światło. Nawet jeżeli będę w połowie drogi na przystanek i wiedząc że jeżeli zawrócę sprawdzić czy światło zgasiłam to nie zdążę na zajęcia ale ja muszę wrócić bo nie mam prawa zapomnieć. Nie mogę. Bo to jest nie ważne co chcę co mówię nie ważne kim jestem i kim chcę być. Nie mam prawa na błędy. Zawsze każdy wymaga bycia idealnym.
Krzesło na którym siedzę...czuje je na udach przez materiał spodni. Czuję jak mówi jak wprowadza do mojego krwiobiegu swój szept "nie jestem twoim krzesłem", czuję jak podłoga do mnie szepcze że nie jest moja że kapcie które mam na sobie mówią mi że nie są moje bo on je kupił. Łokcie dostają ten sam komunikat od biurka a moje palce starają się uchronić przed tym ale każdy klawisz szepce w kółko i w kółko to samo.
Czuje że już nic do mnie nie należy. Najbardziej na świecie nie bałam się śmierci bólu czy przemocy, bałam się być zależna od kogoś. Widzę moją matkę. Grubą z ustami jak kreska horyzontu gdy patrzysz w dal na morze i worami pod oczami wielkimi jak tsunami. Pamiętam jej łzy. Pamiętam odór papierosów z ust i rzadkie włosy. Przykuta jak pies do mojego ojca. Jak pies który wie że nie poradzi sobie sam na ulicy. Nie poradzi sobie bo nie umie zwęszyć jedzenia.
Wmawiałam sobie że ze mną jest inaczej ale jestem takim samym dzieckiem błądzącym i cały czas będącym na czyjejś łasce.
Ucieczka chyba jest jedynym wyjściem. Tak często uciekałam że nawet się nie zorientowałam kiedy uciekłam na stałe, ale stałe miejsce jest też czymś skąd można uciekać i tak w kółko. Nawet jak będę gdzieś bardzo szczęśliwa to będą uciekać. Uciekam nawet w swojej głowie. Moja pełna świadomość przyszła do mnie nagle jak piorun i uderzyła, przeszła przez całe moje ciało.
Jestem chora psychiczni już wcześniej to wiedziałam ale nie sądziłam że aż tak. Jakbym miała schizofrenię.
Hej to ja, ta bojąca mająca pełną świadomość Krysia, nie było mnie tutaj już bardzo dawno. Mam cały czas napady paniki bo wiem co się stało i doskonale pamiętam co ludzie mówią, pamiętam jak zmywałam krew z framug. widziałam jak opierał się o nie ręką, Tak bardzo bym chciała żeby to był sen ale jestem pewna że nie. Nie mogę przed ty uciec. Nie ważne jak daleko bym odjechała tym pociągiem który cały czas słyszę za oknem, nie mogę uciec bo to jest we mnie, te wspomnienia i to że nie mogę zapomnieć zgasić światła.

piątek, 25 stycznia 2019

Choć trochę zaspokajam tu swą chęć pisania ;)

Cześć, nie będę się tłumaczyć czemu mnie tak długo nie było bo na pewno wszystkich już to dawno znudziło ale już od jakiegoś czasu mam ogromną ochotę trochę do was popisać.
Penie już wiecie że mieszkam u Mańka. Jestem bardzo szczęśliwa. My jesteśmy. oczywiście nawet dzisiaj kłóciliśmy się o jakieś pierdoły i oboje siebie czasem wkurzamy ale po za tym jest cudownie. Uwielbiam budzić się koło niego i zasypiać przy nim. Nie znoszę kiedy idzie na noc do pracy. Wtedy nasz koc (który ostatnio kupiliśmy w home&you i który służy nam jako nakrycie pościeli żeby nie siedzieć centralnie w ubraniu na pościeli) służy mi do ogrzania bo bez Mańka nie ważne jak szczelnie owinę się kołdrą to jest mi zimno.
Nie jestem jeszcze przyzwyczajono do mówienia że coś nie jest moje tylko zazwyczaj nasze, jak ręczniki, żelazko, deska do prasowania czy suszarka. Mimo że wiem że on też jeszcze nie może do tego przywyknąć to jednak łapię się na tym w myślach.
Przyzwyczaiłam się nawet do jego zapachu po pracy. Wcześniej go znosiłam, teraz wiem że to jest część jego którą też uwielbiam, kocham. Zapach potu, smarów i maszyn nie należy do najprzyjemniejszych ale wiem że bez swojej pracy Maniek na pewno nie był by taki jaki jest teraz a kocham go za to jaki jest.
Za niedługo stukną nam dwa lata. Po dwóch latach Marek z Asią czyli mój brat ze swoją obecną żoną wzięli ślub, wydaje mi się że jeżeli Maniek kupił by pierścionek to nie potrafiłby tego ukryć. Nie jest zbyt dobrym aktorem. Wiedziałby że się zgodzę, że na jego pytanie odpowiem "tak, chcę" i nie umiałby ukryć tej radości że będzie mógł mnie nazywać swoja narzeczoną a po jakimś czasie żoną. Chociaż mam nadzieje że się mylę. Chciałabym żeby zrobił mi jakąś niespodziankę i żebym niczego się nie domyśliła.
Wiem że wam już chyba zasłodziłam na amen ale uwielbiam go ponad wszystko. Mam nadzieje że wy też będziecie mieć takie szczęście jak ja i znajdziecie kogoś dopasowanego do siebie. Z kim będziecie szczęśliwi.
Byłam ostatnio u Alana. Alan jest moim przyjacielem od gimnazjum. Odpierdzielaliśmy takie akcje że szkoda gadać. Nie są one w stylu "zajebaliśmy batonika w tesco", ani "napierdoliliśmy się jak chuje w krzakach". Nasza przyjaźń zaczęła się od wyjazdu na Węgry w 2kl gim. Byłam wtedy o wiele bardziej pewna siebie niż dzisiaj. Byłam niezależna od wszystkiego. Nie wiem czy było to spowodowane moją depresją i próbowaniem zwrócenia na siebie uwagi innych. Nie jestem nawet pewna czy miałam depresje. Może nie radziłam sobie po prostu z tym co było w domu i z moją zazdrością że większość ludzi ma lepiej. Nie wiem ale mniejsza. Na Węgrzech odbijało nam. Była wtedy faza na "nakurwiam węgorza nananana". Puszczaliśmy na komputerze w tamtejszej szkole które były ogólnie dostępne i których nikt nie sprawdzał więc puściliśmy 10h wersje tej piosenki i na następny dzień cały czas tam był, dźwięk wyłączyliśmy i ekran też ale piosenka cały czas tam leciała. Albo weszliśmy do klasy gdzie była prowadzona lekcja i w sumie cały czas uciekaliśmy grupie. Co jak co ale uwielbiam uciekać. Nie wiem w sumie czemu. Możliwe że to jest moje przyzwyczajenie bo zawsze uciekałam z domu, a to na 3h dłużej do szkoły, a to do znajomych na 3dni, a to do brata i jakiś przyjaciółek na 3tygodnie itd. Ucieczka zawsze niesie ze sobą chociaż szczyptę adrenaliny. Uwielbiałam uciekać z Alanem. Oczywiście oboje siebie przez te wszystkie lata traktowaliśmy jako przyjaciół. To chyba jedyny facet z którym byłam w bliższej relacji niż kolega i ani jedna ani druga strona nie poczuła nic więcej prócz przyjaźni. Jest on więc kimś ważnym.
Po gimnazjum kontakt był coraz gorszy ale był. Nie mieliśmy do siebie o to pretensji. Kiedy się spotykaliśmy zazwyczaj nie byliśmy sami, a to z Dada a to z Alex a to z Bartkiem czy z Mańkiem. Ale ostatnio od dłuższego czasu przyszłam do niego do domu. Mimo dość bliskich relacji i i tak długiej przyjaźni byłam u niego w domu drugi raz. Poczułam się jak za starych czasów kiedy myślałam że jeżeli naprawdę się postaram to mogę zrobić wszystko. Sama złapałam się na sprowadzaniu się na ziemie. Nie mogę wielu rzeczy a to na co mam wpływ jest mikroskopijną częścią tego na co chciałabym mieć wpływ. Doszło do mnie ze straciłam wiarę w samą siebie. Pamiętam że jak wychodziłam z gimnazjum i mimo tych wszystkich okropnych rzeczy jakie wtedy robiłam do tej pory wspominam to jako najwspanialszy czas. Pamiętam jak pani Włodarz moja ukochana bibliotekarka mówiła mi żebym nigdy się nie zmieniała. Pani Włodarz, przepraszam ale zmieniłam się. Straciłam iskrę za którą tak mnie pani kochała. Ja panią tez kochałam ale już nie jestem tą samą Krysią. Minęło już tyle czasu. Tak bardzo mnie to przeraża co ten świat i ci ludzie ze mną zrobili. Ale wiecie co? Ja jeszcze nie straciłam do końca nadziei. Poszłam na fajne studia i spot spotkałam fajnych ludzi. Czuje ze przy nich odżywam, za to Alan wydoroślał. Jak wypowiadam to słowo jest ono tak przesiąknięte goryczą że aż boli. Alan wydoroślał. Chciałam podczas naszego ostatniego spotkania żeby wygłupiał się i śmiał się razem ze mną ale on tylko pocierał skronie zamykał oczy i z litościwym uśmiechem mówił "ja pierdole z kim ja się zadaje". Mam wrażenie że mojego Alana już nie ma. Że mogę go przywołać tylko przypominając jakieś wspomnienie jak wyjazd na Węgry. Że cała nasza znajomość opiera się na wspomnieniach. Nie byłoby to takie złe gdyby nie to że nie staramy się o nowe.

poniedziałek, 7 stycznia 2019

Hej

Hej. Studia pochłaniają mnie prawie w całości reszta to korki i chęć mieć trochę życia prywatnego. Zbliża się sesja. Wypdowadzilam się z domu. No ogólnie to... Jest lepiej niż było ale mam dzisiaj jakiś spadek formy. Moja niechęć do wszelkich działań sięga zenitu. Nie wiem co mam z tym zrobić. Może zachce mi się potem ale szczerze wątpię. Macie jakieś swoje sposoby na takie okropne dni?