Czuje się źle. W sumie to tak sobie. Ta monotonia wydaje się mi tak dobrze znana że zastanawiam się czemu dopiero teraz ją zauważyłam - szkoła, dom. nauka, sen, szkoła, dom, nauka... itd. Jestem coraz bardziej rozdrażniona. Czasami zbyt szczęśliwa, jak dziecko. Czasem płacze nie wiem czemu. Jakby to miało zmienić cokolwiek.
Dziś poczułam się tak jak przed nim. Przed tym wszystkim. Wychodzi na to że byłam tak zaślepiona i naiwna że nie widziałam niczego. Może taka ślepota mi pomoże, chociażby w... życiu.
Niestety jest dosłownie jak przednim. Chce go pocałować, przytulić, potargać loki, zobaczyć jak się do mnie uśmiech a nie jak odwraca wzrok kiedy na niego spoglądam. Na szczęście mam książki i naukę. To pozwala mi na oderwanie się od tego wszystkiego. Znając życie Monia (bo Hazz raczej tego nie przeczyta) zdziwi się czemu nie można do niej zadzwonić czy napisać. Może dla tego, że i beze mnie masz dość kłopotów. Z resztą to nic poważnego. To tylko ja, która na nowo przyzwyczaja się do samotności. To tylko ja.
Potrzebuje tej cholernej samotności. Nie potrafię być z kimś blisko "w moim świecie jesteśmy blisko, ale tu bałem się, że mi pozwolisz spieprzyć wszystko". Nie chodzi mi o przyjaciół. Oni są i ich nie chce się pozbyć. To ludzie, których kocham. Chodzi o to coś bardziej bliższego. Chodzi o bliskość. Chodzi o miłość. Chodzi o niego.
Przepraszam za napisanie tego steku bzdur który mnie opisuje aktualnie, ale "Too weak to live too strong to die"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz