Piątki, a w szczególności dla uczniów szkól podstawowych, gimnazjum, technikum i liceum, są dobrymi dniami. Nawet piątek 13-go to jednak piątek czyli początek weekendu. Mój piątek 8.04.2016 był, że tak się wysłowie, chujowy.
Rano kiedy jadlam śniadanie ojciec przyszedl i jak zwykle gadka szmatka. "Na którą masz do szkoły?" "O której kończysz lekcje?" itp. Zobaczyl ze szuflada w komorze mi się urwała. Podszedl wyrwał tą szuflade i ciepnął na środek pokoju poprzedzając to oczywiście wywaleniem wszystkiego z szuflady także na środek pokoju. Po czym bez słowa wyszedl i zaczął oglądać TV. Jakieś wyjaśnienie na zasadzie "Jak pojdziesz do szkoły to naprawie ci tą szuflade." Ale nie bylo nic.
W szkole źle mi poszedł test z Makbeta, a na kartkowce z biologii zrobilam 2/3 zadań wiec tez cienko. Mimo posępnego humoru i zabijania każdego wzrokiem otworzylam się przed klasą. Karolina i Klaudia zaczęły pytać czemu jesteś smutna itp. Opowiedzialam im całą sytuację z ojcem i szufladą na niemieckim (ja chodze na francuski ale nie ma nauczycielki wiec mieliśmy łączenie grup). Kiedy tak im opowiadalam i one tez zadawaly mi pytania zaczela przysluchiwac się reszta klasy. Zeszlismy na inne tematy: moich związków z dziewczynami. W tym zakresie nie mam nic do ukrycia. To nie jest coś czego musiałabym się wstydzić, ani podejścia do tych moich miłosnych epizodów. Jedyne co zostaje wciśnięte w najczarniejszy kąt to Szymon. Nie Lubie poruszać tego tematu. Może myślę, że w ten sposób ta historia i sam Szymon pozostaną tylko moi bez dzielenia się. Nie żebym teraz nie była szczęśliwa z Bartkiem. Po prostu są wspomnienia (nawet te bolesne), które chcemy zachować dla siebie.
Kiedy już się wygadałam a pytania wszystkich się skonczyły pouczylam się trochę biologii. Pozałatwiałam to o co prosili nauczyciele i pojechalam do domu.
Po drodze spotkalam Krzyśka. Taty nie bylo w domu, pojechał gdzieś z Martyną. Obiad nie zrobiony a ja mam za niedlugo wychodzić. Oczywiście obiad trzeba bylo zjeść, a jak nawet chleba nie ma to wzielam zjadlam 4parowki, popiłam owocową herbatą i poprawiłam dwoma batonami. Przebrałam się. Wyszlam. W szkole oczywiście zamieszanie. Wszyscy biegają. Nie wiadomo co jeszcze trzeba zrobić. Ja za to wiedzialam że mam się udać do sali 63. W tej sali nie byłam nigdy wczesniej. Stoły, mikroskopy, szafki zapełnione zwierzętami w słoikach. Pod mikroskopem ogladalismy gąbkę (ma fajną strukturę), liścia truskawki, włókna kartki, krew, no i moją skórę. Paulina wkładała i badała pod mikroskopem wszystko co mogla. Zapytała się kto się poswieci i da kawałek skory. Zgodziłam się bez problemu. Wszyscy myślą że skóra jest cienką warstwą. Przecinanie się na palcach i dloniach zdarza się nam dosyć często. Jedka kiedy Paulina dała mi żyletke to dałam jej bez problemu kawałek skóry i nie przeciełam się. Najmniej nabłonka mamy na ustach. Krew prześwituje i dlatego usta są czerwone. Załatwiłam alkohol do wyciąga dnia DNA truskawki. Łatwo się to robi i można to zrobić w domu. Jakbysmy chcieli nawet uzyskać swoje DNA tez moglibyśmy. Plujemy do probówki, dodajemy detergentu, sól, alkohol i wychodzą nam takie białe nitki. To właśnie jest DNA.
Po pogadaniu z ludźmi i zaopiekowaniem się Natalią (koleżanka Saszy z treningów) musialam lecieć na łeb na szyję do muzy żeby pomoc w szatni i przy biletach. Nagle poczułam ze mam jakieś klucze w tylnej kieszeni. To byl klucze ze szkoly, do sali 63! Musiał am lecieć z muzy znowu do szkoły, a ze szkoły do muzy. Przynieśli nam darmowe soki dla gości które głównie piliśmy my tylko. Poszłam potem z Eweliną (która sama mnie zaprosiła na fajkę, a myślałam że niezbyt za mną przepada), Karoliną, Klaudią i Justyną z Korczaka. Piłysmy piwo, paliłysmy fajki. Było naprawdę spoko mimo deszczu.
Dziewczyny musialy jechać do domu. Jak przyszlam na centrum na przystanek to akurat przyjechał 21 i pojechałam do domu. Pogadałam z rodzicami. Tata naprawił mi szuflade. Mama szybko polozyła się spać a ja zrobiłam jeszcze notatkę na stronę szkoły o wyjściu do katedry embriologii i histologii wydzialu biologii i ochrony środowiska. Wyslalam do wicerektor przez 22 i bylam tak zmęczona ze poszlam spac co poprzedzilo moje płacze i złości na Linuxa. Muszę się przyzwyczaić bo to duża różnica w porównaniu do Windowsa. Dzień zalicza do średnio udanych ale nie było tak źle. Chyba po prostu wstałam lewą nogą dzisiaj i przybiła mnie pogoda po takich pięknych słonecznych dniach. Tak czy siak zintegrowałam się z klasą trochę bardziej i mogłam się pobawić w pracowni biologicznej.
W tym dniu brakowało tylko jednego- Bartka.
piątek, 8 kwietnia 2016
Wczorajszy piątek
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz